Jestem przeciwna parytetom. Jestem zwolenniczką silnych kobiet. Jeśli chcą być traktowane na równi z mężczyznami, nie mogą oczekiwać taryfy ulgowej. Tworzenie gwarancji na papierze jest w istocie separowaniem, nie równouprawnieniem. Jeśli mają być silne, muszą się wspierać. Ale też szerokim łukiem omijać te, które szkodzą wizerunkowi.

Ambasadorką kobiet w polityce (i nie tylko) mogła być całkiem mądra kandydatka lewicy na prezydenta. Pardon, kandydatka lewicy, która do lewicy się nie przyznaje. Serca nie ma po lewej stronie, nie ma go też po stronie kobiet. I nie ma też krzty kwalifikacji do objęcia najwyższego urzędu w państwie.

Za to mimo nadludzkich wysiłków zdyskredytowania roli lewicy w życiu publicznym wywołała dyskusję. Dyskusja trwa, ale niestety nie polega na tym, na czym polegać powinna. Nie ma dyskusji o tym jaka powinna być polska lewica. Jak powinna formatować się w czasie kiedy hasła prospołeczne przedostają sie na sztandary Europy. Kiedy ludzie bardziej niz kiedykolwiek nie ufaja instytucjom. Chcą widzeć jednostkę, a nie potężne wspólnotowe machiny. Kiedy powstają grupy prekariuszy, a ekonomiści coraz częściej analizują wagę niskich wynagrodzeń w kontekście rozwoju państwa.

I w taką scenerie europejskich nastrojów wchodzi jedna z kandydatek lewicy. Jedzie na zjazd liderów i premierów Partii Europejskich Socjalistów w Madrycie. (Co należy oddać, wydarzenie można było świetnie wykorzystać w kampanii.) Duże nazwiska biją brawo i nawet jeśli to lewicowa kurtuazja, to ta kandydatka kompletnie nie rozumie swojej roli, ba, sprawia wrażenie jakby nawet nie chciała nauczyć sie jej na pamięć, choć na potrzeby kampanii nauczyła się wielu innych kwestii. Wchodzi na scene i milczy. A jedyny jej przekaz to kokieteryjne „szuszanie” do towarzyszczących jej kamer.

Kilka tygodni później utyskiwanie nad losem młodych bezrobotnych przypieczętowuje zgrabną haleczką na pokazie strojów za kilka tysięcy złotych.

Bo nie o młodych, nie o kobiety i nie o lewicę w jej kampanii chodzi.

Nie ma też dyskusji o tym czy Polska potrzebuje dzisiaj lewicy. Czy jednak nie mają racji podłamani działacze lewej strony, że większość socjalnych wyborców odebrało im już PiS i PO. Żaden z kandydatów lewej strony nie miał i nie ma już szans, by na poważnie zawalczyć o urząd prezydencki, ale ma (miał) szanse by udowodnić, że socjaliści ciągle mają coś do powiedzenia.

Do wyborów zostało 7 dni. Prawdopodobnie też 7 dni do wyprowadzenia sztandaru. Czerwony sztandar, niczym białą flagę, wyprowadzi kobieta w białej sukience. Może to i dobrze. Można będzie sprawdzić czy w polityce też działa efekt bazy.